KOBIETA NA ZAKRĘCIE

Ostatnio gdzie nie spojrzę tam hasło ”kobieta na zakręcie”. W księgarni, teatrze, w gazecie, nawet w TV…
Na zakręcie to może sobie być samochód albo co najwyżej znak drogowy lub drzewo, jeśli już musiało na nim wyrosnąć.
Ale kobieta….?

Kiedy tak wszędzie o tej kobiecie i tym zakręcie się mówi i pisze, zaczęłam zgłębiać temat i co się okazało…?
Że ta kobieta na żadnym zakręcie nie stoi, tylko to taka przenośnia, która oznacza, że tej kobiecie tak się w życiu poskładało, że musi nagle zmienić bieg wydarzeń i to jest właśnie ten zakręt.

O kurcze – pomyślałam…
Przecież to ja właśnie jestem w takim miejscu swojego życia więc nie dosyć, że wcale mi się to określenie nie podoba to jeszcze dotyczy mnie ono bezpośrednio. I co więcej – chyba muszę wrócić do punktu wyjścia bo tych zakrętów u mnie zebrałoby się co najmniej kilka. Nie wiem gdzie w końcu wyląduję jak już zacznę skręcać….

A wszystko przez facetów, jak zawsze….

Pierwszy to oczywiście mój szanowny, ślubny. Na początku obiecywał gruszki na wierzbie. W gruszki to ja nie wierzyłam, ale chociaż w te jabłka i nie na wierzbie a na zwykłej polskiej jabłoni. A tu ani wierzby, ani gruszek, o polskim sadownictwie już nie wspomnę.

Wielka miłość przed ślubem, a po ślubie zgodnym szykiem dołączyliśmy do poślubnych statystyk, według których dialogi małżeńskie ograniczają się średnio do 7 minut dziennie, z czego 3 minuty dotyczą rachunków.
Banalne, smutne ale prawdziwe. I co gorzej z roku na rok się pogarsza.

W pracy też nie lepiej. Szef facet – w dodatku rozwiedziony (nie z własnej woli). Nie dziwię się jego żonie, bo sama nie wytrzymałabym z nim nawet tygodnia. Ale teraz mści się i wyżywa na wszystkich mężatkach. Co więcej, według niego wszystkie „baby po czterdziestce” nie nadają się już do pracy twórczej, tylko na emeryturę lub do garów…. Tak więc w pracy też nie za wesoło.

No i w końcu ON. I teraz uwaga – jest miły, uprzejmy, do tego przystojny i zadbany. Kupuje kwiaty, dzwoni i kocha na zabój i to mnie w dodatku. Namawia za każdym razem, aby wreszcie przerwać tą farsę zwaną związkiem małżeńskim i zamieszkać z nim i żyć długo i szczęśliwie. Biorąc pod uwagę moje środowisko naturalne, nie wierzę mu… Ani w to, że on kocha, ani w to, że ja kocham jego. Raczej mi się ubzdurało… Z braku zrozumienia, miłości i seksu różne bzdury się ludziom po głowach telepią…

A więc odesłałam z kwitkiem, co by mi już głowy nie zawracał i dał spokojnie żyć w błogim poczuciu bezsensownej wegetacji.

I teraz nie wiem czy dobrze zrobiłam, na którym zakręcie miałam jechać w prawo, a na którym w lewo i co to prawo i lewo oznacza…. Czy zamiast tych skomplikowanych życiowych zakrętów, nie mogłoby być nakazu jazdy prosto…?
Człowiek wyruszyłby zaraz po urodzeniu i potem prostą ścieżką do celu w wiadomym, z góry określonym kierunku.

A tak – w lewo, w prawo, znów w lewo a potem to już chyba tylko w drzewo i to dokładnie w to, które na tym zakręcie wyrosło….

A co jak się pomylisz i skręcisz w lewo zamiast w prawo? Kto za to odpowie? Jak się na drodze pomylisz i pod prąd skręcisz to w najgorszym wypadku na mandacie się skończy…. A w życiu stawka jest dużo wyższa.

Dlatego apeluje do tego co to jest odpowiedzialny, żeby może chociaż jakąś małą podpowiedź można było od losu dostać, albo drugą szansę jak już pod źle skręcisz… Żeby to nasze życie upływało w prostszy i bardziej przyjemny sposób….

Skoro już się o tym zakręcie dowiedziałam idę szukać swojej drogi…

Wiolka na zakręcie…..

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here